Sławomir N. Goworzycki
Cena zbytu 48,00 zł Cena promocyjna 42,00 zł
Wydanie I Lublin: Norbertinum, 2021 Objętość 492, [1] s. + 10 s. fot. cz.b. Format 147 x 208 mm Oprawa miękka klejona ISBN 978-83-7222-719-5
[ Zapis refleksji o stanie polskiego społeczeństwa w okresie zagrożenia wirusem SARS-Cov-2 ]
O książce
O przedwiośniu i wiosną roku 2020, gdyby nie mass media, gdyby nie prawie puste, a w pewnym okresie wprost pozamykane kościoły, gdyby nie, nieco później, widok ludzi w maseczkach na ulicy, w sklepie czy w kościele, i gdyby nie inne jeszcze „obostrzenia higieniczne” zarządzane przez władze, nie mielibyśmy zielonego pojęcia o żadnej „pandemii koronawirusa” ani o samym „koronawirusie”. I to spostrzeżenie niesie się w czasie poprzez kolejne miesiące owego roku, i jest aktualne, nadal, gdy zamykamy tekst niniejszej książki w grudniu, na krótko przed Bożym Narodzeniem A.D. 2020. Stawiamy tezę, że większość, i to znaczna większość spośród P.T. Czytelników, to nasze spostrzeżenie podziela, niezależnie od tego, czy i w jakim stopniu podporządkowują się oni owym zarządzeniom władz – „Strzeżonego Pan Bóg strzeże”, „Chuchać na zimne”, „Na wszelki wypadek”, „Z najdalej posuniętej ostrożności (procesowej)”. Myślimy tu o „podzielaniu spostrzeżenia”, co nie jest równoznaczne z ujawnianiem podzielanego poglądu. Skoro bowiem lekarzy‑fachowców‑naukowców, jacy coraz to ośmielają się, w Polsce i w licznych innych krajach, argumentować „przeciwko pandemii”, bez zahamowań lży się w mass mediach obraźliwymi słowy; i czynią to nierzadko ludzie występujący jako też... lekarze, ze stopniami naukowymi. Taką to teraz mamy „naukową debatę medialną”, zresztą nie tylko w dziedzinie epidemiologii, ani w ogóle medycyny, przecież. No, cóż: „Prawda czasu – prawda ekranu”. Wszystko już było! I powtarza się; lecz zawsze troszkę inaczej. Którą to starą zasadę warto sobie przypominać. Dla przestrogi. Co by nie mówić, autor niniejszej książki, chociaż nie ma podstaw – gdyż nie jest fachowcem – aby podważać istnienie i działanie akurat samego „koronawirusa”, dotąd nie dał się przekonać, że mamy do czynienia z aż „epidemią”, a tym bardziej z „pandemią”, czyli z masową, więc przez istotnie licznych ludzi w życiu codziennym, czyli „w realu” obserwowaną zachorowalnością i śmiertelnością wywołaną przez ten właśnie drobnoustrój. [...] Lecz aby wypowiedzieć się cośkolwiek o życiu w Polsce, nie „w wirtualu”, lecz „w realu”, w domu nie można było siedzieć. Tośmy i nie siedzieli. Żyliśmy normalnie, jakby nigdy nic. Kiedyśmy chcieli, tośmy z domu wychodzili. Gdy zaś trzeba było też i w domu popracować, tośmy pracowali (zwłaszcza – pisząc niniejszy „Kalendarz dygresyjny”, co przecież wymaga solidnego „przysiąścia fałdów”). Jednym słowem: Zupełnie tak jak dawniej! Samiśmy rzeczy bezpośrednio (!!!) oglądali, wysłuchiwali, doznawali. Owszem – doniesienia i sygnały medialne też śledziliśmy. Więc nikt nam kolejek zalewał nie będzie; ani kota ogonem odwracał; ani zawracał kijem Wisłę! Strachy na Lachy! Całuj psa w nos! W kościele byliśmy zawsze – gdy tam obowiązywał reżim „do 50 osób”, gdy „do 5 osób”, gdy „1 osoba / 15 m kw.” i gdy „1 osoba / 10 m kw.”... Widzieliśmy, słyszeliśmy, obserwowaliśmy, z ludźmi się spotykaliśmy, rozmawialiśmy, a nawet – o zgrozo! – robiliśmy notatki. I do sklepów na zakupy chodziliśmy – no bo jakże inaczej? – i tam również ludzi „w realu” spotykaliśmy, i gdzie indziej też. Jako zwyczajnie.
fragment Wprowadzenia
Spis treści (skrócony)
Wprowadzenie
Kalendarz dygresyjny I. W Wielkim Poście II. W okresie Męki Pańskiej III. W okresie wielkanocnym IV. W okresie po Zesłaniu Ducha Świętego Tabela 1
Dodatek Zagajenie Dodatek 1 – Za życiem, ale za którym? Dodatek 2 – Feministki na ulicach jesienią 2020 roku Dodatek 3 – Zamknięcie cmentarzy jesienią 2020 roku Dodatek 4 – Wniosek pana M.R.D. do Ministra Edukacji Narodowej – Edukacji i Nauki
|